Gospodarz czternastomorgo- wy w po w. warszawskim
Ojciec mój zaczął
gospodarowanie na czternastu morgach ziemi z pastwiskiem, lasem i t. p. w roku
1911.
Na początku gospodarowanie nie było łatwe z powodu wznoszenia
budynków gospodarskich, jak stodoła i obora, oraz spłata rodzinna z powyższego
gospodarstwa w wysokości 2000 rubli wynosząca.
To też gdy ojciec wziął za
swoją żoną 1200 rubli, to do całkowitej spłaty musiał zrobić wielki dług na
owe czasy wynoszący 800 rubli. Ten dług został spłacony w dwu latach, z tego
powodu, że dochodowość gospodarstwa była nie taka jak jest dziś. To też nic
dziwnego, że chociaż spłaty i wszelkie długi były ciężkie, to jednak w tak
ustabilizowanym czasie nie były beznadziejne. Po spłacie rodzinnej przyszła
kolej na budowanie stodoły i obory, tu znowu trza było dokonać wysiłku dla
pokonania trudności, które piętrzyły się przed budową, jak brak budulca, brak
pieniędzy na materjał i robotnika, a trzeba zrozumieć że dopiero gospodarstwo
otrząsnęło z siebie dług zaciągnięty na spłatę rodzinną. Pożyczać pieniędzy na
budowę i płacenie procentu nie kalkulowało się i chociaż procenty nie były
lichwiarskie bo tylko 10% rocznie od sta, pożyczka nie została zaciągnięta. Tu
ojciec zaczął stosować samowystarczalność i tak drzewo na budynki zostało
przywiezione z lasu swojego i ojciec przystąpił do budowy. W tym czasie
sprzedano z gospodarstwa jeden stóg siana za 40 rb. i wieprza za 80 rubli i to
starczyło na pewne ma- terjały do wyżej budowanych budynków. Czyli że na
początku zagospodarowania były okropne trudności, które zostały jednak zwycięsko
pokonane.
Po dokonaniu powyższych
rzeczy w gospodarstwie mojego ojca, wybuchła wojna światowa, która pochłonęła
ojca. Teraz dopiero się zaczął okres krytyczny dla gospodarstwa, trzeba było
zgodzić służącego do pracy w gospodarstwie. Straty w gospodarstwie w tym
okresie były na porządku dziennym i tak w czasie postoju wojsk niemieckich
zabrano dwa stogi siana, trzydzieści korcy owsa, trzy świni dużych, kożuch
nowy, słomę i t. d. zostało tylko to, co zostało pochowane, słowem prawie cały
zbiór i hodowla z jednego roku została zniszczona przez wojska
rosyjsko-niemieckie. Takie to było przejście wsi w czasie zawieruchy wojny
światowej.
Po wojnie zaczęto znowu
przyprowadzać wszystko do porządku a szczególnie z zaraniem niepodległości
Polski.
Na wsi zaczął się ruch
kupna ziemi, ażeby powiększyć swoje gospodarstwa, powściągliwość do kupna ziemi
była wielka ze względu na dobrą rentowność w owym czasie, oraz przed wojną,
chociaż trochę spadek marki polskiej temu zaszkodził.
Później trochę, bo w
okresie nastania złotego polskiego a szczególnie w początku roku 1925/6 zaczął
się na npwo szał do ziemi. Lu-* dzie poprostu woleli się zaograniczyć do
najmniejszego stopnia egzystencji życiowej aby dokupić kawał ziemi
(szczególnie od dwora) dla siebie, dla swoich dzieci, ażeby dać im w
przyszłości większy warsztat pracy rolnej. To też niektórzy zapożyczali się nad
stan i płacili szalenie lichwiarskie procenty, jak naprzykład 10% miesięcznie
{100% rocznie).
W gospodarstwie mojego
ojca na początku 1926 roku kupiono dwa morgi ziemi od bliskiego dworu za cenę
2400 złotych, które to pieniądze w połowie zostały pożyczone na 72% w stosunku
rocznym, chociaż płaciło się tak duże procenty, to jednak kupno powyższe
wypadło jaknajlepiej, bo na wiosnę 1926/7 na jesieni za same ziemniaki, których
było na dwuch morgach 180 metrów, utar- gowaliśmy 1800 złotych (przeciętnie
dziesięć złotych za metr), które prawie pokryły cenę kupna owych dwuch morg.
Na końcu 1927 roku znowu
kupiliśmy jeden mórg ziemi, za którą zapłacono już 2400 (ziemia onczas mocno
podrożała) i chociaż ta cena była bardzo wysoka to jednak jeszcze było można
kupować ziemie, chociażby po takiej wysokiej cenie, bo ziemia w tym czasie
dawała opłacalność. I nie licząc ziemi kupionej w 1926 r. już na początku 1929
roku za mórg kupiony w 1927 r. dług został spłacony całkowicie, chociaż
procenty płacone były od długu po 5% w stosunku miesięcznym.
W marcu 1929 roku zaczęło
się nieszczęście dla naszej gospodarki, bo w tym czasie kupiliśmy dwa i pół
morgi po 2700 złotych za mórg czyli ogółem zapłaciliśmy 6750 złotych + koszta
rejentalne 675 zł. czyli razem zapłaciliśmy 7425 złotych, na którą to sumę dostaliśmy
3000 zł. tytułem spłaty rodzinnej, reszta zaś była pożyczona na 3% miesięcznie,
z nadzieją spłaty długów powyższych w niedługim czasie. Aż tu bomba pękła,
przyszedł zaraz po ukończeniu formalności kupna i po osiągnięciu pożyczek,
straszny w swych skutkach dla rolników kryzys. Teraz dopiero stała się depresja
szczególnie dla tych, którzy pozaciągali przed nadejściem kryzysu pożyczki. Tak
też było u nas w gospodarstwie mojego ojca. Straszne rzeczy 4750 zł. długu, to
śmierć w czasie kryzysu. Ale trudno nie trzeba się poddawać desperacji, tak
też zrobiliśmy i my, a więc zaczęliśmy łudzić się nadzieją, że może po
zbiorze 1930 r. ceny się poprawią, to się sporo długu odda, a więc pozostała
nadzieja i to dobre. Tymczasem wzięliśmy się za uspokojenie procentów, które
rosły jak na drożdżach, a więc pamiętam jak na początku przesilenia w
rolnictwie, były jeszcze ceny na świnie, więc sprzedaliśmy czterech tuczników
za. które wzięliśmy 800 złotych, a było to na wiosnę 1930 roku, czyli upłynął
już rok od chwili pożyczania pieniędzy. Więc po upływie, tego roku narosło
samego procentu około 1500 złotych, (mieliśmy trochę rabatu ze strony
wierzycieli w procencie), a więc na pokrycie tego procentu całe 800 złotych
wziętych za tuczniki wylazło na pokrycie tego procentu i o dziwo brakło do
całkowitego załatwienia tej sprawy 700 złotych, które częściowo zostały pokryte
ze sprzedaży zboża, oraz zamienienie procentu w kapitał. Skutki tego haraczu
procentowego były straszne w naszem gospodarstwie, bo proszę sobie wyobrazić
po sprzedaniu tuczników musieliśmy jeszcze prawie wysprzedać wszystko zboże
przez nas posiadane aby utargować 450' złotych do brakującej sumy procentu.
Otóż w takich warunkach w których lichwiarze wysysali najbardziej soki żywotne
z gospodarstwa, cóż pozostało dla siebie w gospodarstwie na elementarne potrzeby
domowe, na podatki, na spłatę długów, na konserwacje gospodarstwa i t. d.,
poprostu nic — nic, słowem wytworzyła się sytuacja bez wyjścia, zaczął się
szerzyć upadek gospodarstwa, zaczęła się wciskać nędza, a to wszystko przez
spadek cen na zboże i wysokie lichwiarskie procenty.
Otóż wobec tak wytworzonych szalenie trudnych warunków w
gospodarstwie ojca, zaczęliśmy wszyscy przemyśliwać nad tem ażeby procent od
kapitału był nie taki wysoki, ażeby przemienić
pożyczki lichwiarskie na bankowe i t. p. ęo w części się
nam udało bo w tym samym roku to jest 1930 udzielono nam pożyczki z Kasy
Komunalnej powiatu Warszawskiego w sumie 2000 złotych, które to zostały zużyte
na spłatę długów lichwiarskich, chociaż w części.
Tu trzeba zaznaczyć, że
pieniądze pożyczone z Kasy Komunalnej wzięte zostały na 15% w stosunku rocznym
od sta. To też jak na ówczesne warunki w 30 roku zdawało się że powyższy
procent jest bardzo mały. Po otrzymaniu pożyczki z Kasy Komunalnej, zdawało się
że już teraz prędzej będzie można poradzić z długiem, bo już prawie połowę
długu mamy przynajmniej, chociaż już na niemały to przynajmniej średni
procent. Jednak było to złudzenie, bo Kasa Komunalna, która z kosztami
pobierała prawie lŁ/2% miesięcznie, naciskała
na punktualność wpłaty co trzy miesiące równych rat długu, oraz procentów, w
przeciwnym razie chociaż w parę dni po terminie nakładała grzywny, koszta i t.
p. co w rezultacie podrożało pożyczkę.
Tymczasem przyszedł rok 1931, zboże potaniało jeszcze
bardziej, a co gorsza spadły do 70 gr. za kg. żywej wagi świnie, oraz krowy,
konie i t. d., co razem wytworzyło jeszcze gorszą sytuację w naszem
gospodarstwie. Tu trza było myśleć o obniżce procentów od kapitału wierzycieli
prywatnych, co po dłuższych pertraktacjach udało się nam zniżyć procenta do 2%
miesięcznie, jednak i to nie pomogło, bo zważywszy że i tak procent chociaż po
zaciągnięciu pożyczki w Kasie Kom. oraz po zmniejszeniu prywatnego wynosił
rocznie przeszło 1000 zł., wartości prawie niezłych dziesięciu tuczników lub
stu korcy owsa, a w gospodarstwie było w tym roku najwyżej 35 korcy. W takich
warunkach nie było można opłacić podatków i załatwić potrzeby domowe,
stanęliśmy nad niewypłacalnością, więc rada w radę postanowiliśmy sprzedać
jeden mórg ziemi, tak też zrobiliśmy. Otóż za. ten mórg ziemi, który w
1929 roku kosztował nas 2700 złotych, sprzedaliśmy w roku 1931 r. za cenę 1900
złotych czyli mniej o 800 złotych. Po sprzedaniu owego morga trochę odetchnęliśmy,
a więc oddaliśmy owe 1900 złotych do wierzycieli prywatnych, z nadzieją
uwolnienia się od haraczu procentowego A więc dobrze, pozostało nam z
podatkami 3000 tysiące złotych długu. Więc teraz może da się wybrnąć z tego
położenia, może da się nam zmniejszyć procenty od długu, może się jakoś zrobi.
Lecz to było tylko złudzenie, warunki bytu stawały się coraz trudniejsze,
pamiętam jak to po sprzedaniu tej ziemi, żal nam było trochę z tej racji, że
może warunki się poprawią to się byśmy wylądowali. Lecz po pewnym czasie spostrzegliśmy,
że sprzedaż owego morga była dla nas błogosławieństwem, a to z tej racji, że
spadek cen ziemi, ale i płodów rolnych posuwał się stale. Lecz nie posuwała
się ku spadkowi cen stopa procentowa, nie było spadku cen w produktach
przemysłowych potrzebnych do egzystencji życiowych. W domu zapanowało
przygnębienie, nie było chęci do pracy bezcelowej, która jest bezowocna, która
poprostu staje się przekleństwem. Czekaliśmy lepszych czasów. Nadszedł czas
pożniwny w roku 1932, okres w którym zaznaczył się dalszy spadek cen płodów
rolnych, który z porównaniem 1931 r. zaznaczył się o jakieś 40%
przedewszystkiem na zboża, bo co do trzody, to trzoda utrzymała się na cenie 31
roku, zaś krowy i konie spadły o taki sam procent jak zboża.
W tym czasie zaszły pewne zmiany stopy procentowej i tak
wierzyciele długów prywatnych, pomni na nieopłacalność gospodarstw, obniżyli
procent 1% miesięcznie, co było wielką ulgą dla dłużników. Po obniżeniu procentu
przez wierzycieli prywatnych, pozostał tylko u nas w gospodarstwie dług na
najwyższem oprocentowaniu w Kasie Komunalnej na wysokości 1.50% kosztami
miesięcznie i dług w Kasie Komunalnej stał się prawie najuciążliwszy ze swej
punktualności spłat zarówno procentów, jak i rat kapitału. Lecz chociaż został
obniżony procent od długu, to jednak i to nie uratowało naszego gospodarstwa,
nie uratowało i to że dług prywatny w sumie 1000 złotych rozdzielono na 17*
roku na trzy raty, z dalszem zmniejszeniem oprocentowania, bo tylko na 4V2%
rocznie. Niepomogło, bo z samych podatków z osiemnastomorgowego gospodarstwa
wypadało około 300 złotych rocznie, wartości trzydzieści pięć korcy owsa,
czyli całość owsa z gospodarstwa. A gdzie pozostały potrzeby domowe, konserwacje
i zakup nowych i starych rzeczy gospodarskich. W początkach roku 1933
poczuliśmy, że jednak na swojem gospodarstwie z 3000 zł. blisko długu nie
wyjdziemy na dobre. Więc jeszcze czekamy może, może się poprawi. Przychodzą
nareszcie żniwa dość obfite, ale niepocieszne, bo za korzec owsa płacą u nas
sześć złotych lub siedem zł. metr żyta 11—12 złotych i tu można załatwić
potrzeby gospodarskie jeszcze w długu przy takich cenach, aż tu przychodzi 1
października data 1-szej raty rozłożonego długu przez Komisję Rozjemczą w
sumie 300 zł. i podatków zaległych 200 zł. + 300 zł. = 500 złotych, które chcąc
utargować trzeba by sprzedać trzydzieści korcy żyta, no i naturalnie zbiór owsa
brutto, dla siebie nic. Tu znowu ciężka chwila, trzeba coś robić, aby potrzeby
załatwić. Wobec tego nic innego nie wypada, tylko sprzedać jeden mórg ziemi,
tak też zrobiliśmy, został sprzedany za 1000 złotych, co w porównaniu z ceną
kupna stanowi stratę 1700 złotych, (cena owej morgi w 1929 r. wynosiła 2700
zł.). Wobec tego można tak wyświetlić całą rzecz tego kupna gruntu. Otóż w roku
1929, jak to na początku zaznaczyłem, cena kupna owych dwuch i pół mórg ziemi
wynosiła + koszta rejentalne 7425 złotych. Otóż na tę sumę mieliśmy własnych
3000 złotych czyli że pożyczkę zaciągnęliśmy przeszło 4000 zł., jak na tej
pożyczce i na kupnie powyższego gruntu wyszliśmy, świadczy fakt, że po
czteroletniej męce musieliśmy zpowrotem sprzedać dwa morgi ziemi, czyli że
pozostało nam z owego kupna tylko pół morga za łączną sumę 2900 złotych i
pozostało nam jeszcze długu po sprzedaniu ziemi 1000 złotych czyli wartość
jednego morga ziemi, co w porównaniu przedstawia się tak, pozostało nam jeszcze
z kupna pół morga ziemi, który gdyby sprzedał wziąłby 500 zł. czyli po sprzedaniu
całkowitej ziemi (2*/* m.) kupionej w 1929 r. brakłoby do spłaty długu 500
złotych i 3000 zł. gotówki naszej włożonej w powyższe kupno, czyni razem 3500
zł. straty na czysto w kapitale nie licząc procentów, których wypłaciliśmy z
racji tego kupna jakieś 2500 zł., czyli razem 6000 zł. wrzuciliśmy w błoto na
marne, owoc tyloletniej pracy. Stało się to w okresie silnej nieopłacalności w
rolnictwie przez tę nieopłacalność i przez lichwiarzy, którzy grasowali
bezkarnie.
Stan wytworzony przez
powyższe okoliczności w naszem pry- watnem gospodarstwie i w całej wsi
niedobry. Bo jeżeli weźmiemy pod uwagę życie ogólne, to nasuną się nam rzeczy,
które poprostu są nie do pozazdroszczenia. I tak w naszem gospodarstwie z
powodu powyższych okoliczności wszystko ucierpiało. Budynki w marnym stanie,
niema za co reperować. Ziemia wyjałowiona, niema potrzebnej ilości inwentarza,
brak nawozów sztucznych. Stan duchowy członków rodziny też ucierpiał, bo
piszący te słowa miał dużą chęć wstąpienia do szkoły rolniczej lub Uniwersytetu
Ludowego, lecz nie zostało zrealizowane z powodu braku gotówki, oraz rąk
roboczych w gospodarstwie (to drugie zostałoby pokonane, gdyby były pieniądze).
Tak też jest ogólnie w całej wsi. Co zaś do czytelnictwa
gazet, to może jeszcze się trzyma na bezkryzysowym okresie. Bo ja sam przyznam
się do tego, że nie było nieraz za co kupie niezbędnych rzeczy to jednak na
gazetę musiało się znaleźć pieniądze. Bo dla czytających dłuższy okres, gazety
to przyjaciel w najgorszej biedzie. Lecz jednak czytelnictwo ogólne może się trochę
skurczyło, bo po pierwszy brak funduszów po wszelkich organizacjach przyczyniło
się do zamrożenia bibljotek, bo po przeczytaniu książek z braku świeżych u-
staje czytelnictwo. Dla przykładu podam następujące okoliczności, które
sprzyjały rozwojowi bibljotek po wsiach, a temsamem czytelnictwa. Otóż w
rozwoju czytelnictwa po wsiach, główną rolę odgrywały Koła Młodzieży Wiejskiej,
które po zdobyciu funduszów zakupywały w pierwszym rzędzie bibljoteki ogólne. W
latach dobrej konjunktury dla rolnictwa, prawie z każdej takiej imprezy wpływało
do Koła Młodzieży Wiejskiej blisko sto złotych, jako czystego zysku. Teraz
jednak stało się odwrotnie, teatry, i inne zabawy stały się po prostu
deficytowe z powodu braku gotówki na wsi. I dlatego bibljoteki na wsi w
organizacjach nieodświeżane, i marnieją bibljoteki z tego powodu. A prywatnie
kupno książki staje się poprostu nie- możliwem, bo jeżeli zważymy że cena
lepszej trochę książki równa się cenie pół metra żyta, to przekonamy się że
kupno książki w gospodarstwie staje się poprostu luksusem niedoścignionym dla
rolnika. Zdałoby się trochę powiedzieć na temat życia organizacji na wsi. Ta
sprawa jednak nie przedstawia się w porząJku, wszelkie organizacje mamy wiodą
żywot i poza organizacjami młodzieży wiejskiej, poza strażami ogniowemi, i
politycznymi, wszelkie organizacje typu gospodarczego upadły zupełnie na wsi.
Czego dowodem jest moja wieś P * * *, w której to organizacje gospodarcze jak
Kółka Rolnicze, placówka spółdzielcza, zupełnie upadły, bo nie mogły sprostać
celom rolniczym, bo propagowanie używania nawozów sztucznych, oraz wszelkiego
rodzaju meljoracyj i postępu w gospodarstwie przy jednoczesnem spadku
rentowności w gospodarstwie, nie daje żadnego rezultatu, a co gorsza prowadzi
przy tych warunkach jakie mamy dzisiaj do gorszej niewypłacalności, czego dowodem
są spółki wodne które po zmeljorowaniu gruntów swoich członków w 1928/29 stoją
na schyłku bankructwa.
W okresie zimowym, kiedy to skończy się wszelkie prace jesienne,
a szczególnie w długie wieczory na wsi poprostu tonie się wśród nudy, bo prawie
nikt w mojej wsi nie zajmuje się niczem w wolnych okresach poza gospodarstwem,
tu mogło by odegrać dużą rolę dla szerzenia wiadomości fachowo-rolniczych, oraz
całej kultury Ra- djo Polskie. Ale niestety radjo staje się dla wsi prawie
niedostępne, bo trzyzłotowa opłata miesięczna jest dla wsi zupełnie za wysoka,
bo zważywszy że w obecnym czasie sprzedaje się po sześć złotych za owies na
prowincji, to opłata radjowa pochłonie rocznie sześć korcy owsa, ilość którą
można zasiać dwa i pół morgi owsem.
To też nic dziwnego że postępowsze jednostki na wsi
poprostu nie mogą pogodzić się i obejść bez radja, bez książki i wzdychają do
tych czasów w których będą mogli zdobyć się na powyższe rzeczy i cieszyć się
ich wartością.
Warunki gospodarcze
sprawiły, że na wsi rośnie cherlawość szczególnie młodego pokolenia, z niewłaściwego
odżywiania się. Brak cukru, tłuszczów, nabiału, w odżywianiu na wsi wpływa
bardzo ujemnie na stosunki zdrowotne na wsi, i to przez względu na obszar
gruntu posiadaczy. I kiedy w lepszych warunkach dla wsi przeciętnie w każdej
rodzinie w roku musiał być zarżnięty tucznik na swoje potrzeby, to obecnie, to
należy do rzadkości. Głownem pożywieniem na wsi i to bez względu na zamożność
rolników jest kartofle, kluski, kapusta, kasza z małą ilością dodatkową
tłuszczów (przeciętnie jeden do dwu kilo słoniny tygodniowo na rodzinę i trochę
mleka). Mięso używane jest w większości na święta i podobnych okazji. Słowem
odżywianie się wsi jest na bardzo niskim poziomie. Przygnębienie z powyższych
okoliczności na wsi jest powszechne, tak też twierdzą nawet gospodarze
postępowi w nauce rolniczej, którzy mogą być za wzór dla innych, tak też
twierdzi Państwowy Instytut Naukowy w Puławach, który obliczał że w 1933 r.
rolnik dokłada do swojego gospodarstwa 1.50 gr. dziennie. To też nic dziwnego,
że nawet gospodarze, którzy nie mają długu, mogą zaledwie opłacić podatki z
dochodów swojego gospodarstwa, obegnać najpotrzebniejsze potrzeby rodziny, a
przedsiębranie większych rzeczy jak budynki, spłaty rodzinne nie może być mowy.
Stan gospodarstwa rolnego
przed wojną był całkiem inny, był dobry, była równowaga gospodarcza w stosunku
do rzeczy przemysłowych i tak przed wojną za korzec żyta mógł kupić dobre buty
odświętne, dzisiaj na takie buty trzeba dwa i pół korca, za korzec żyta mógł
kupić 400 pudełek zapałek, dziś tylko 120 pudełek zapałek, za dwa korce żyta
przed wojną mógł rolnik kupić pług, dzisiaj trzeba dać cztery i pół korca żyta.
Sól, nafta też przed
wojną, też wielokrotnie tańsze w stosunku do ceny dzisiejszej i w stosunku do
produktów rolnych. Przed wojną wszystko było dostosowane do produktów wiejskich
rolnych, dzisiaj jest całkiem odwrotnie, dzisiaj są ceny sztucznie wyśrubowane
ponad rzeczywistość prawdopodobną.
Takie to jest życie na wsi.
Dn. 13 grudnia 1933 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz