wtorek, 15 stycznia 2013


Gospodarz czternastomorgo- wy w po w. warszawskim
Ojciec mój zaczął gospodarowanie na czternastu morgach ziemi z pastwiskiem, lasem i t. p. w roku 1911.
Na początku gospodarowanie nie było łatwe z powodu wzno­szenia budynków gospodarskich, jak stodoła i obora, oraz spłata ro­dzinna z powyższego gospodarstwa w wysokości 2000 rubli wyno­sząca.
To też gdy ojciec wziął za swoją żoną 1200 rubli, to do całko­witej spłaty musiał zrobić wielki dług na owe czasy wynoszący 800 rubli. Ten dług został spłacony w dwu latach, z tego powodu, że dochodowość gospodarstwa była nie taka jak jest dziś. To też nic dziwnego, że chociaż spłaty i wszelkie długi były ciężkie, to jednak w tak ustabilizowanym czasie nie były beznadziejne. Po spłacie ro­dzinnej przyszła kolej na budowanie stodoły i obory, tu znowu trza było dokonać wysiłku dla pokonania trudności, które piętrzyły się przed budową, jak brak budulca, brak pieniędzy na materjał i ro­botnika, a trzeba zrozumieć że dopiero gospodarstwo otrząsnęło z sie­bie dług zaciągnięty na spłatę rodzinną. Pożyczać pieniędzy na bu­dowę i płacenie procentu nie kalkulowało się i chociaż procenty nie były lichwiarskie bo tylko 10% rocznie od sta, pożyczka nie została zaciągnięta. Tu ojciec zaczął stosować samowystarczalność i tak drzewo na budynki zostało przywiezione z lasu swojego i ojciec przy­stąpił do budowy. W tym czasie sprzedano z gospodarstwa jeden stóg siana za 40 rb. i wieprza za 80 rubli i to starczyło na pewne ma- terjały do wyżej budowanych budynków. Czyli że na początku za­gospodarowania były okropne trudności, które zostały jednak zwy­cięsko pokonane.


Po dokonaniu powyższych rzeczy w gospodarstwie mojego ojca, wybuchła wojna światowa, która pochłonęła ojca. Teraz dopiero się zaczął okres krytyczny dla gospodarstwa, trzeba było zgodzić słu­żącego do pracy w gospodarstwie. Straty w gospodarstwie w tym okresie były na porządku dziennym i tak w czasie postoju wojsk nie­mieckich zabrano dwa stogi siana, trzydzieści korcy owsa, trzy świni dużych, kożuch nowy, słomę i t. d. zostało tylko to, co zostało po­chowane, słowem prawie cały zbiór i hodowla z jednego roku została zniszczona przez wojska rosyjsko-niemieckie. Takie to było przej­ście wsi w czasie zawieruchy wojny światowej.
Po wojnie zaczęto znowu przyprowadzać wszystko do porządku a szczególnie z zaraniem niepodległości Polski.
Na wsi zaczął się ruch kupna ziemi, ażeby powiększyć swoje gospodarstwa, powściągliwość do kupna ziemi była wielka ze wzglę­du na dobrą rentowność w owym czasie, oraz przed wojną, chociaż trochę spadek marki polskiej temu zaszkodził.
Później trochę, bo w okresie nastania złotego polskiego a szcze­gólnie w początku roku 1925/6 zaczął się na npwo szał do ziemi. Lu-* dzie poprostu woleli się zaograniczyć do najmniejszego stopnia egzy­stencji życiowej aby dokupić kawał ziemi (szczególnie od dwora) dla siebie, dla swoich dzieci, ażeby dać im w przyszłości większy warsztat pracy rolnej. To też niektórzy zapożyczali się nad stan i pła­cili szalenie lichwiarskie procenty, jak naprzykład 10% miesięcznie {100% rocznie).
W gospodarstwie mojego ojca na początku 1926 roku kupiono dwa morgi ziemi od bliskiego dworu za cenę 2400 złotych, które to pieniądze w połowie zostały pożyczone na 72% w stosunku rocz­nym, chociaż płaciło się tak duże procenty, to jednak kupno po­wyższe wypadło jaknajlepiej, bo na wiosnę 1926/7 na jesieni za same ziemniaki, których było na dwuch morgach 180 metrów, utar- gowaliśmy 1800 złotych (przeciętnie dziesięć złotych za metr), które prawie pokryły cenę kupna owych dwuch morg.
Na końcu 1927 roku znowu kupiliśmy jeden mórg ziemi, za którą zapłacono już 2400 (ziemia onczas mocno podrożała) i chociaż ta cena była bardzo wysoka to jednak jeszcze było można kupować ziemie, chociażby po takiej wysokiej cenie, bo ziemia w tym czasie dawała opłacalność. I nie licząc ziemi kupionej w 1926 r. już na początku 1929 roku za mórg kupiony w 1927 r. dług został spła­cony całkowicie, chociaż procenty płacone były od długu po 5% w stosunku miesięcznym.
W marcu 1929 roku zaczęło się nieszczęście dla naszej gospo­darki, bo w tym czasie kupiliśmy dwa i pół morgi po 2700 złotych za mórg czyli ogółem zapłaciliśmy 6750 złotych + koszta rejentalne 675 zł. czyli razem zapłaciliśmy 7425 złotych, na którą to sumę do­staliśmy 3000 zł. tytułem spłaty rodzinnej, reszta zaś była pożyczona na 3% miesięcznie, z nadzieją spłaty długów powyższych w niedłu­gim czasie. Aż tu bomba pękła, przyszedł zaraz po ukończeniu for­malności kupna i po osiągnięciu pożyczek, straszny w swych skutkach dla rolników kryzys. Teraz dopiero stała się depresja szczególnie dla tych, którzy pozaciągali przed nadejściem kryzysu pożyczki. Tak też było u nas w gospodarstwie mojego ojca. Straszne rzeczy 4750 zł. długu, to śmierć w czasie kryzysu. Ale trudno nie trzeba się podda­wać desperacji, tak też zrobiliśmy i my, a więc zaczęliśmy łudzić się nadzieją, że może po zbiorze 1930 r. ceny się poprawią, to się sporo długu odda, a więc pozostała nadzieja i to dobre. Tymczasem wzięli­śmy się za uspokojenie procentów, które rosły jak na drożdżach, a więc pamiętam jak na początku przesilenia w rolnictwie, były jeszcze ceny na świnie, więc sprzedaliśmy czterech tuczników za. które wzięliśmy 800 złotych, a było to na wiosnę 1930 roku, czyli upłynął już rok od chwili pożyczania pieniędzy. Więc po upływie, tego roku narosło samego procentu około 1500 złotych, (mieliśmy trochę rabatu ze strony wierzycieli w procencie), a więc na pokrycie tego procentu całe 800 złotych wziętych za tuczniki wylazło na po­krycie tego procentu i o dziwo brakło do całkowitego załatwienia tej sprawy 700 złotych, które częściowo zostały pokryte ze sprzedaży zboża, oraz zamienienie procentu w kapitał. Skutki tego haraczu procentowego były straszne w naszem gospodarstwie, bo proszę so­bie wyobrazić po sprzedaniu tuczników musieliśmy jeszcze prawie wysprzedać wszystko zboże przez nas posiadane aby utargować 450' złotych do brakującej sumy procentu. Otóż w takich warunkach w których lichwiarze wysysali najbardziej soki żywotne z gospodar­stwa, cóż pozostało dla siebie w gospodarstwie na elementarne po­trzeby domowe, na podatki, na spłatę długów, na konserwacje go­spodarstwa i t. d., poprostu nic — nic, słowem wytworzyła się sytu­acja bez wyjścia, zaczął się szerzyć upadek gospodarstwa, zaczęła się wciskać nędza, a to wszystko przez spadek cen na zboże i wyso­kie lichwiarskie procenty.
Otóż wobec tak wytworzonych szalenie trudnych warunków w gospodarstwie ojca, zaczęliśmy wszyscy przemyśliwać nad tem ażeby procent od kapitału był nie taki wysoki, ażeby przemienić 
pożyczki lichwiarskie na bankowe i t. p. ęo w części się nam udało bo w tym samym roku to jest 1930 udzielono nam pożyczki z Kasy Komunalnej powiatu Warszawskiego w sumie 2000 złotych, które to zostały zużyte na spłatę długów lichwiarskich, chociaż w części.
Tu trzeba zaznaczyć, że pieniądze pożyczone z Kasy Komunalnej wzięte zostały na 15% w stosunku rocznym od sta. To też jak na ówczesne warunki w 30 roku zdawało się że powyższy procent jest bardzo mały. Po otrzymaniu pożyczki z Kasy Komunalnej, zdawało się że już teraz prędzej będzie można poradzić z długiem, bo już prawie połowę długu mamy przynajmniej, chociaż już na nie­mały to przynajmniej średni procent. Jednak było to złudzenie, bo Kasa Komunalna, która z kosztami pobierała prawie lŁ/2% miesięcz­nie, naciskała na punktualność wpłaty co trzy miesiące równych rat długu, oraz procentów, w przeciwnym razie chociaż w parę dni po terminie nakładała grzywny, koszta i t. p. co w rezultacie podrożało pożyczkę.

Tymczasem przyszedł rok 1931, zboże potaniało jeszcze bardziej, a co gorsza spadły do 70 gr. za kg. żywej wagi świnie, oraz krowy, konie i t. d., co razem wytworzyło jeszcze gorszą sytuację w naszem gospodarstwie. Tu trza było myśleć o obniżce procentów od kapitału wierzycieli prywatnych, co po dłuższych pertraktacjach udało się nam zniżyć procenta do 2% miesięcznie, jednak i to nie pomogło, bo zważywszy że i tak procent chociaż po zaciągnięciu pożyczki w Ka­sie Kom. oraz po zmniejszeniu prywatnego wynosił rocznie prze­szło 1000 zł., wartości prawie niezłych dziesięciu tuczników lub stu korcy owsa, a w gospodarstwie było w tym roku najwyżej 35 korcy. W takich warunkach nie było można opłacić podatków i załatwić potrzeby domowe, stanęliśmy nad niewypłacalnością, więc rada w radę postanowiliśmy sprzedać jeden mórg ziemi, tak też zrobiliśmy. Otóż za. ten mórg ziemi, który w 1929 roku kosztował nas 2700 złotych, sprzedaliśmy w roku 1931 r. za cenę 1900 złotych czyli mniej o 800 złotych. Po sprzedaniu owego morga trochę odet­chnęliśmy, a więc oddaliśmy owe 1900 złotych do wierzycieli prywat­nych, z nadzieją uwolnienia się od haraczu procentowego A więc do­brze, pozostało nam z podatkami 3000 tysiące złotych długu. Więc te­raz może da się wybrnąć z tego położenia, może da się nam zmniej­szyć procenty od długu, może się jakoś zrobi. Lecz to było tylko złu­dzenie, warunki bytu stawały się coraz trudniejsze, pamiętam jak to po sprzedaniu tej ziemi, żal nam było trochę z tej racji, że może wa­runki się poprawią to się byśmy wylądowali. Lecz po pewnym czasie spostrzegliśmy, że sprzedaż owego morga była dla nas błogosławień­stwem, a to z tej racji, że spadek cen ziemi, ale i płodów rolnych posu­wał się stale. Lecz nie posuwała się ku spadkowi cen stopa procento­wa, nie było spadku cen w produktach przemysłowych potrzebnych do egzystencji życiowych. W domu zapanowało przygnębienie, nie było chęci do pracy bezcelowej, która jest bezowocna, która poprostu staje się przekleństwem. Czekaliśmy lepszych czasów. Nadszedł czas pożniwny w roku 1932, okres w którym zaznaczył się dalszy spadek cen płodów rolnych, który z porównaniem 1931 r. zaznaczył się o jakieś 40% przedewszystkiem na zboża, bo co do trzody, to trzoda utrzymała się na cenie 31 roku, zaś krowy i konie spadły o taki sam procent jak zboża.
W tym czasie zaszły pewne zmiany stopy procentowej i tak wie­rzyciele długów prywatnych, pomni na nieopłacalność gospodarstw, obniżyli procent 1% miesięcznie, co było wielką ulgą dla dłużników. Po obniżeniu procentu przez wierzycieli prywatnych, pozostał tylko u nas w gospodarstwie dług na najwyższem oprocentowaniu w Ka­sie Komunalnej na wysokości 1.50% kosztami miesięcznie i dług w Kasie Komunalnej stał się prawie najuciążliwszy ze swej punktu­alności spłat zarówno procentów, jak i rat kapitału. Lecz chociaż został obniżony procent od długu, to jednak i to nie uratowało na­szego gospodarstwa, nie uratowało i to że dług prywatny w sumie 1000 złotych rozdzielono na 17* roku na trzy raty, z dalszem zmniej­szeniem oprocentowania, bo tylko na 4V2% rocznie. Niepomogło, bo z samych podatków z osiemnastomorgowego gospodarstwa wypa­dało około 300 złotych rocznie, wartości trzydzieści pięć korcy owsa, czyli całość owsa z gospodarstwa. A gdzie pozostały potrzeby domo­we, konserwacje i zakup nowych i starych rzeczy gospodarskich. W początkach roku 1933 poczuliśmy, że jednak na swojem gospo­darstwie z 3000 zł. blisko długu nie wyjdziemy na dobre. Więc je­szcze czekamy może, może się poprawi. Przychodzą nareszcie żniwa dość obfite, ale niepocieszne, bo za korzec owsa płacą u nas sześć złotych lub siedem zł. metr żyta 11—12 złotych i tu można załatwić potrzeby gospodarskie jeszcze w długu przy takich cenach, aż tu przy­chodzi 1 października data 1-szej raty rozłożonego długu przez Ko­misję Rozjemczą w sumie 300 zł. i podatków zaległych 200 zł. + 300 zł. = 500 złotych, które chcąc utargować trzeba by sprzedać trzydzieści korcy żyta, no i naturalnie zbiór owsa brutto, dla siebie nic. Tu znowu ciężka chwila, trzeba coś robić, aby potrzeby załatwić. Wobec tego nic innego nie wypada, tylko sprzedać jeden mórg zie­mi, tak też zrobiliśmy, został sprzedany za 1000 złotych, co w po­równaniu z ceną kupna stanowi stratę 1700 złotych, (cena owej mor­gi w 1929 r. wynosiła 2700 zł.). Wobec tego można tak wyświetlić całą rzecz tego kupna gruntu. Otóż w roku 1929, jak to na początku zaznaczyłem, cena kupna owych dwuch i pół mórg ziemi wynosiła + koszta rejentalne 7425 złotych. Otóż na tę sumę mieliśmy wła­snych 3000 złotych czyli że pożyczkę zaciągnęliśmy przeszło 4000 zł., jak na tej pożyczce i na kupnie powyższego gruntu wyszliśmy, świad­czy fakt, że po czteroletniej męce musieliśmy zpowrotem sprzedać dwa morgi ziemi, czyli że pozostało nam z owego kupna tylko pół morga za łączną sumę 2900 złotych i pozostało nam jeszcze długu po sprzedaniu ziemi 1000 złotych czyli wartość jednego morga ziemi, co w porównaniu przedstawia się tak, pozostało nam jeszcze z kupna pół morga ziemi, który gdyby sprzedał wziąłby 500 zł. czyli po sprze­daniu całkowitej ziemi (2*/* m.) kupionej w 1929 r. brakłoby do spłaty długu 500 złotych i 3000 zł. gotówki naszej włożonej w po­wyższe kupno, czyni razem 3500 zł. straty na czysto w kapitale nie licząc procentów, których wypłaciliśmy z racji tego kupna jakieś 2500 zł., czyli razem 6000 zł. wrzuciliśmy w błoto na marne, owoc tyloletniej pracy. Stało się to w okresie silnej nieopłacalności w rol­nictwie przez tę nieopłacalność i przez lichwiarzy, którzy grasowali bezkarnie.
Stan wytworzony przez powyższe okoliczności w naszem pry- watnem gospodarstwie i w całej wsi niedobry. Bo jeżeli weźmiemy pod uwagę życie ogólne, to nasuną się nam rzeczy, które poprostu są nie do pozazdroszczenia. I tak w naszem gospodarstwie z powodu powyższych okoliczności wszystko ucierpiało. Budynki w marnym stanie, niema za co reperować. Ziemia wyjałowiona, niema potrze­bnej ilości inwentarza, brak nawozów sztucznych. Stan duchowy członków rodziny też ucierpiał, bo piszący te słowa miał dużą chęć wstąpienia do szkoły rolniczej lub Uniwersytetu Ludowego, lecz nie zostało zrealizowane z powodu braku gotówki, oraz rąk roboczych w gospodarstwie (to drugie zostałoby pokonane, gdyby były pie­niądze).
Tak też jest ogólnie w całej wsi. Co zaś do czytelnictwa gazet, to może jeszcze się trzyma na bezkryzysowym okresie. Bo ja sam przyznam się do tego, że nie było nieraz za co kupie niezbędnych rze­czy to jednak na gazetę musiało się znaleźć pieniądze. Bo dla czytają­cych dłuższy okres, gazety to przyjaciel w najgorszej biedzie. Lecz jednak czytelnictwo ogólne może się trochę skurczyło, bo po pierwszy brak funduszów po wszelkich organizacjach przyczyniło się do za­mrożenia bibljotek, bo po przeczytaniu książek z braku świeżych u- staje czytelnictwo. Dla przykładu podam następujące okolicz­ności, które sprzyjały rozwojowi bibljotek po wsiach, a temsamem czytelnictwa. Otóż w rozwoju czytelnictwa po wsiach, główną rolę odgrywały Koła Młodzieży Wiejskiej, które po zdobyciu funduszów zakupywały w pierwszym rzędzie bibljoteki ogólne. W latach dobrej konjunktury dla rolnictwa, prawie z każdej takiej imprezy wpływa­ło do Koła Młodzieży Wiejskiej blisko sto złotych, jako czystego zys­ku. Teraz jednak stało się odwrotnie, teatry, i inne zabawy stały się po prostu deficytowe z powodu braku gotówki na wsi. I dlatego bi­bljoteki na wsi w organizacjach nieodświeżane, i marnieją bibljoteki z tego powodu. A prywatnie kupno książki staje się poprostu nie- możliwem, bo jeżeli zważymy że cena lepszej trochę książki równa się cenie pół metra żyta, to przekonamy się że kupno książki w gospo­darstwie staje się poprostu luksusem niedoścignionym dla rolnika. Zdałoby się trochę powiedzieć na temat życia organizacji na wsi. Ta sprawa jednak nie przedstawia się w porząJku, wszelkie organi­zacje mamy wiodą żywot i poza organizacjami młodzieży wiejskiej, poza strażami ogniowemi, i politycznymi, wszelkie organizacje typu gospodarczego upadły zupełnie na wsi. Czego dowodem jest moja wieś P * * *, w której to organizacje gospodarcze jak Kół­ka Rolnicze, placówka spółdzielcza, zupełnie upadły, bo nie mogły sprostać celom rolniczym, bo propagowanie używania nawozów sztucznych, oraz wszelkiego rodzaju meljoracyj i postępu w gospo­darstwie przy jednoczesnem spadku rentowności w gospodarstwie, nie daje żadnego rezultatu, a co gorsza prowadzi przy tych warun­kach jakie mamy dzisiaj do gorszej niewypłacalności, czego dowo­dem są spółki wodne które po zmeljorowaniu gruntów swoich człon­ków w 1928/29 stoją na schyłku bankructwa.
W okresie zimowym, kiedy to skończy się wszelkie prace je­sienne, a szczególnie w długie wieczory na wsi poprostu tonie się wśród nudy, bo prawie nikt w mojej wsi nie zajmuje się niczem w wol­nych okresach poza gospodarstwem, tu mogło by odegrać dużą rolę dla szerzenia wiadomości fachowo-rolniczych, oraz całej kultury Ra- djo Polskie. Ale niestety radjo staje się dla wsi prawie niedostępne, bo trzyzłotowa opłata miesięczna jest dla wsi zupełnie za wysoka, bo zważywszy że w obecnym czasie sprzedaje się po sześć złotych za owies na prowincji, to opłata radjowa pochłonie rocznie sześć korcy owsa, ilość którą można zasiać dwa i pół morgi owsem.
To też nic dziwnego że postępowsze jednostki na wsi poprostu nie mogą pogodzić się i obejść bez radja, bez książki i wzdychają do tych cza­sów w których będą mogli zdobyć się na powyższe rzeczy i cieszyć się ich wartością.
Warunki gospodarcze sprawiły, że na wsi rośnie cherlawość szczególnie młodego pokolenia, z niewłaściwego odżywiania się. Brak cukru, tłuszczów, nabiału, w odżywianiu na wsi wpływa bardzo uje­mnie na stosunki zdrowotne na wsi, i to przez względu na obszar gruntu posiadaczy. I kiedy w lepszych warunkach dla wsi przeciętnie w każdej rodzinie w roku musiał być zarżnięty tucznik na swoje potrzeby, to obecnie, to należy do rzadkości. Głownem pożywieniem na wsi i to bez względu na zamożność rolników jest kartofle, kluski, kapusta, kasza z małą ilością dodatkową tłuszczów (przeciętnie je­den do dwu kilo słoniny tygodniowo na rodzinę i trochę mleka). Mię­so używane jest w większości na święta i podobnych okazji. Słowem odżywianie się wsi jest na bardzo niskim poziomie. Przygnębienie z powyższych okoliczności na wsi jest powszechne, tak też twierdzą nawet gospodarze postępowi w nauce rolniczej, którzy mogą być za wzór dla innych, tak też twierdzi Państwowy Instytut Naukowy w Puławach, który obliczał że w 1933 r. rolnik dokłada do swojego go­spodarstwa 1.50 gr. dziennie. To też nic dziwnego, że nawet gospoda­rze, którzy nie mają długu, mogą zaledwie opłacić podatki z dochodów swojego gospodarstwa, obegnać najpotrzebniejsze potrzeby rodziny, a przedsiębranie większych rzeczy jak budynki, spłaty rodzinne nie może być mowy.
Stan gospodarstwa rolnego przed wojną był całkiem inny, był dobry, była równowaga gospodarcza w stosunku do rzeczy przemy­słowych i tak przed wojną za korzec żyta mógł kupić dobre buty odświętne, dzisiaj na takie buty trzeba dwa i pół korca, za korzec żyta mógł kupić 400 pudełek zapałek, dziś tylko 120 pudełek zapałek, za dwa korce żyta przed wojną mógł rolnik kupić pług, dzisiaj trzeba dać cztery i pół korca żyta.
Sól, nafta też przed wojną, też wielokrotnie tańsze w stosunku do ceny dzisiejszej i w stosunku do produktów rolnych. Przed wojną wszystko było dostosowane do produktów wiejskich rolnych, dzisiaj jest całkiem odwrotnie, dzisiaj są ceny sztucznie wyśrubowane ponad rzeczywistość prawdopodobną.
Takie to jest życie na wsi.
Dn. 13 grudnia 1933 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz